wtorek, 11 lutego 2014

Chapter 4

Czułam się niesamowicie. Dobra wiem, powinnam się leczyć. Mój dom płonął, a ja się cieszyłam jak głupia. Inni na moim miejscu by płakali, ja tam stałam i patrzyłam. Lubie ogień i nienawidzę tego domu. Teraz nie wiem kim jestem, ale mam to gdzieś. Jestem ostro porąbana. Nie potrafię panikować, smucić też nie za bardzo. Czekałam aż Jai skończy rozmowę z tym facetem. Cecha po kimś kogo nikt nie zna: strach. Może i go znam, ale nie umiem tego wyjaśnić. Przeszukałam tą głupią torbę i znalazłam coś ciekawego. Maska i pałatka. Kolejna zagadka do rozwiązania. To się staje chore. W masce była jeszcze jedna kartka.

"Strzeż tego, dobrze wiesz co z tym zrobić."

Nie, nie, nie. Tylko nie to. Pismo Brad'a. Wiem o nim więcej niż o sobie samej. Jedyna osoba, która zawsze to robiła. To było jego hobby. Taka, jedna, mała rzecz. On podobno nie żyje. Fajnie, dostałam prezent od "żywego trupa". Chyba ktoś mi podał jakieś środki. Jeśli to Brad, to dobrze wie, że wiem jak tego użyć. Przygotowywał mnie od lat. Wow! Nawet o tym pamiętam. Nie wolno mi go zdradzić.
Szybko schowałam wszystko na sam spód. Jai podszedł. 
- Strażak powiedział, że mam cię z tond zabrać.
- Czemu?
- Nie wiem.
- Skoro kazał, to chodźmy.- powiedział i zabrałam torbe i poszłam do auta.
- Przed chwilą byłaś zszokowana, a teraz jesteś szczęśliwa.- odpalił silnik.
- No i co z tego? Chyba nie poznałeś mnie wystarczająco.- prychnęłam.
- Czasami jesteś miła, a potem zmieniasz się w zołze.
- Cała ja.- powiedziałam pod nosem.- Tak się spytam, gdzie jedziemy?
- Do Alice.
- Może jeszcze raz opowiedzieć ci mój życiorys, skoro to tak daleko?
- Nie musisz. Już to słyszałem.
- To o czym chcesz gadać?- zapytałam.
- Co jest w torbie oprócz ciuchów?- wiedziałam, że zapyta.
- Fajny temat sobie wymyśliłeś. Nic.- skłamałam.
- Na pewno?
- Tak.
Przez chwile żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Nie wytrzymałam tej ciszy i włączyłam radio. Leciała fajna piosenka, więc dałam głośniej. Chłopak popatrzył na mnie i szybko zmienił piosenkę. Rozpoczęła się wojna. Zmienialiśmy muzyke co chwile, raz ja raz on. Zaczynało mnie to już wkurzać, więc przełączyłam na zupełnie inną piosenkę.
- Wygrałaś.-powiedział- Jednak miałem racje.
- Co? Że niby jestem tak zmienna? Taki mój charakter.
- Lepiej nic nie będę mówić- westchnął. 
Rzeczywiście przestał. Może na początku było niezręcznie, ale potem się przyzwyczaiłam. Lubiłam cisze. Widziałam, jak jego usta co chwile się otwierają, żeby coś powiedzieć. Teraz chciałam tylko sprawdzić, jak długo wytrzyma. Sama miałam ochote coś powiedzieć, dowalić mu słowem, ale ugryzłam się w język. Patrzyłam, myśląc o tym jak to jest nie mieć domu. Serio, muszą mnie zabrać do jakiegoś psychiatryka. Czasami zastanawiam się, czemu rodzice tego wcześniej nie zrobili. Mieli by mnie z głowy. Teraz ich nie ma, nie wiem gdzie są i jest mi przykro. Jestem jak narkomanka, nigdy nie wiem, co się wydarzy. Szczególnie teraz.

"-Pamiętaj mała, nic ci nie będzie.
-Ale Brad, nie pozwolę ci odejść, ty przynajmniej mnie kochasz.
-Oni też cię kochają. Musze iść.
-Maska, to nie powód, by mnie zostawić!
Wstał z mojego łóżka i popatrzył przed siebie. Jego uśmiech był zawsze taki sam, a jego loki były w nieładzie.
-A jeśli nie wrócisz?
-Co masz na myśli?
-Że cie zabiją, albo gorzej.
-Przecież nie zagrażam ludzkości. 
-Kiedyś może się to zmienić.
-Słuchaj mnie April. Jeśli nie wróce...Nie ufaj za bardzo rodzicom. Oni cie kochają, ale nie słuchaj próśb typu: zamknij się w pokoju.
-Okej.
Jego twarz wyrażała więcej niż mogłam się spodziewać. Miałam tylko 13lat.
-Nikomu nie mów, nawet rodzicom.
-Dobrze, zachowam to dla siebie.
-Kiedyś po ciebie wróce, jeśli nie dziś.
-Kocham cie.
-Ja ciebie też.
Chłopak stanął na parapecie i zeskoczył z niego. Po chwili założył czarną maskę i zniknął za płotem. Od tamtej pory już go nie widziałam..."

- Żyjesz?- wyrwał mnie nagle głos Jai'a.- Mówię do ciebie od pięciu minut, a ty nic nie odpowiadasz. 
- Zamyśliłam się.- szepnęłam.
- Dosyć często to robisz. Ciągle mi dokuczasz.
- Jesteś nie możliwy. Nie denerwuj mnie.
- Córeczka tatusia się odezwała.
- Nigdy nią nie byłam.- powiedziałam.- Raczej miał "SWOJE SYNKA".
- Synka? Masz brata?
- Tak. Nazywa się Brad i zniknął gdy miał 15lat. Na pewno kochał mnie bardziej niż rodzice, bo byłam wpadką.
- Ja nie wiedziałem...przepraszam...-popatrzył na mnie z troską.
- Nie ma za co, było minęło.- starałam się uśmiechnąć.


~*~ 

 Całą noc spędziłam u Alice. Jedyne co tam robiłyśmy, to oglądanie komedii, dramatów i innych nie potrzebnych do życia filmów. Alice okazała się być sympatyczną osobą, chociaż wygląda inaczej niż reszta, sama chciałam tak wyglądać. Była ładna, jak modelka. Miała swój styl, ale poza tym nie różniła się od innych. Miałam nadzieję, że kiedyś będziemy przyjaciółkami, chociaż to juz zaczynało.
( Alice )




-Wszytko w porządku?- zapytała mnie.
- Tak, jasne, tylko cały czas o tym myślę.
- O czym?- bałam się tego pytania.
- Nie ważne.
- Ważne. Mi możesz wszystko powiedzieć.
- Mogę ci zaufać?- zapytałam.- Nigdy nikomu nie mówiłam.
- Jasne, ja też mogę ci coś powiedzieć. Raz jak byłam mała, to o mało się nie zabiłam.- zaśmiała się
- Oh. Dobra, ufam ci. Nikomu nie mów.- zaczęłam mówić.
Moja przemowa trwała jakieś dwie godziny. Opowiedziałam jej o masce, bracie, o tym jak rodzice zniknęli. Słuchała bardzo uważnie. Była taka jakaś nieobecna przez chwile, jakby to wszystko rejestrowała w głowie. Ona przynajmniej była dobrą słuchaczką. Pytała mnie o niektóre rzeczy, jakby wiedziała, co się stanie. Alice, też opowiedziała mi swoją historie. Była dużo ciekawsza od mojej. Był w niej Jonathan. Okazało się, że to jej brat, który się zmienił, nawet za bardzo. Potem mówiła o rzeczach, o których nawet nie chce wspominać. 


~*~ 


Gdyby ktoś nam powiedział, że nasze życie jest takie same jak innych, moglibyśmy się zaśmiać. My, odmieńcy mamy inne życie. Tylko kłamstwo pozwala nam przetrwać. Raczej nie chcielibyśmy tego, żeby robili na nas eksperymenty. Moglibyśmy czuć ból. To właśnie nas zabija. Dlatego nie możemy się nawzajem ranić. Ludzie, którzy chcą wiedzieć o nas więcej... Sami się w nas zmieniają. Ból po utracie osoby powoduje, że stajemy się sławni. Stajemy się w sensie kimś, kim możemy pomóc pokonać ból. Ale jeśli my odczuwamy ból, nam się coś dzieje. Takie życie. No chyba, że są tak zepsuci, że oni niszczą ten świat. My wtedy nie możemy nic zrobić. Ludzie powinni naprawiać ten świat. My istniejemy tylko po to, żeby oni nie robili sobie krzywdy. Kiedy oni umierają, na świat przychodzą nowi my. Jesteśmy jednością. Zazdrościmy ludziom życia w spokoju. Widzimy więcej, niż oni sami. Są ludzie dobrzy, tacy którzy kochają. Są też ci źli. Nienawidzą świata, potrafią zabić. Każdego z nich musimy strzec. Mamy obowiązek odciągać ich od używek. Sami też nie jesteśmy idealni. Musimy przystosować się do tego świata. To naprawdę trudne. Staramy zachować równowagę i przystopować. Opowiadamy to tylko dlatego, żeby was uchronić. Znamy takich, co chcieli naszymi umysłami zawładnąć.


~*~


- Naprawdę mogę ci zaufać- zapytałam.
- Mi? Zawsze.
Pokazałam jej to, co dostałam od Brad'a. Patrzyłam na nią, a ona na mnie. Zbladła. Wcześniej tylko o tym rozmawiałyśmy, ale teraz pokazałam. Jej oczy tkwiły tylko w jednym punkcie. Nawet jej tatuaż też tak nagle się rozjaśnij.
- Weź to.- powiedziałam wciskając jej w ręce przedmioty.
- Nie mogę.
- Weź to. Ja nawet nie mogę na to patrzeć. To gówno rujnuje mi życie.
- Okey.- zabrała i schowała to w kanapie. 
Miałam wrażenie, że ona coś wie. Jednak nie będę się pytać. Mam nadzieje, że się wszystko wyjaśni.





__________________________________________________________________________
4rozdział jest! Nie mogłam wcześniej tego zrobić, bo MAMA
Teraz jest!!! Liczę na komentarz:)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Chapter 3

"...Nagle nogi nogi mi się ugięły. Wydawało się, że podłoga się załamała. Zrobiło się czarno. Robi się ciekawie. Ze złości krzyknęłam stop. Wróciłam do siebie"

Co dziwne, gdy otworzyłam oczy byłam w swoim pokoju.Na początku myślałam, że to sen. To nie był sen. Jai stał i patrzył z niedowierzaniem. Ja też sama nie wiem, jak to zrobiłam. To było na serio dziwne. Miałam nogi jak z waty. Cholernie mnie bolały. Jai tam tylko stał i sam jakoś ledwo stał. Wystraszyłam się trochę tej jego miny, bo w ciemnościach wydaje się ona potworna. Niby patrzył na mnie, a jego wzrok był nie obecny. Miał takie wielkie oczy, przepełnione milionami iskierek. Był podekscytowany.
- Jak ty to zrobiłaś?
- Nawet nie pytaj.
- Czyli co?
- Co, co?
-Pytam się, czy masz pojęcie, że z tam tond jesteśmy u ciebie.- mruknął.
- Nie, nie wiem co dokładnie się stało.- odparłam.- Chcesz mi powiedzieć, że tak znikąd potrafię się przenieść pięć kilometrów dalej?
- Gdybyś się nie zatrzymała, bylibyśmy w Kanadzie. Cieszmy się, że nie potrafisz przenosić się do przeszłości.- zaśmiał się cicho.
- Tak, cieszmy się...
- Może ja pójdę do domu, a ty się wyśpisz.- powiedział wychodząc na balkon.- Dobranoc April!
- Chyba raczej dzień dobry.- zabawne...
Położyłam się do łóżka i zamknęłam oczy.

*4 dni później*

 Dziwne, że wskazywał 9.30. Jedno wyjaśnienie: nic mi się nie śniło. Po co ja ustawiam sobie ten głupi budzik?! Wstałam i od razu poszłam na dół. Kompletnie niewyspana, z trampkami na nogach stanęłam w progu kuchni. Nie było mamy, taty też. Za to był ktoś inny. Niall? Co on tu robi? W nocy był Jai, teraz jest Niall. Może niedługo urządzę tu imprezę albo odwiedzi mnie Jonathan? Siedział w kuchni ze swoim zabawnym uśmiechem. 
- Widzę, że wstałaś.Twoich rodziców nie ma.
- No nie mów.- prychnęłam.- Przecież wiem.
- Dobrze, dobrze.- spojrzał przestraszony.- Wstydzisz się tego, jak stoisz?
- Tak, nie będę znowu paradować w piżamie przez miasto. Zaczekaj.
Pobiegłam do góry i po jakiś 15 minutach byłam gotowa. Niall stał już przy wyjściu. Nie patrząc na niego, wyszłam z domu.
- Mam ci wysłać zaproszenie, żebyś wyszedł z mojego domu?
- Spokojnie. Sama wyszłaś pierwsza i się jeszcze czepiasz.- powiedział.- To skoro i tak jesteśmy dla siebie nie mili, to masz się ruszyć, bo pojadę bez ciebie.- mruknął i wsiadł do auta.
- Już idę, chociaż wole już pójść piechotą, tam gdzie jedziemy. 
- Ale ty nawet nie wiesz...
- Dobra wygrałeś.- wsiadłam do auta.
Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Bar kanapki? Tam podają kanapki, a ja nienawidzę chleba. Weszliśmy do niego. Hura... codziennie się spotykam z tymi ludźmi, że mogę opisać ich cały życiorys. Wydaje mi się, że bliźniaki byli w piżamach.
- Dzień dobry wszystkim.- powiedział Niall. Usiadł obok Cary i pocałował ją w usta. Spojrzałam na nich krzywo i usiadłam obok Daniela. 
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale moglibyście się przy mnie nie całować?- uśmiechnęłam się sztucznie.
Odkleili się.
- Chcecie coś?- zapytał Daniel. Wszyscy zaczęli zamawiać, a ja tylko się przysłuchiwałam.
- A ty nic nie chcesz?- zapytał Beau.
- Nie lubię chleba.- powiedziałam.
- Nie da się nie lubić chleba.
- Jak widzisz da się.
Gdy przynieśli im jedzenie, wszyscy zmienili się w zwierzęta. Zrobiłam się trochę głodna, ale tu nic nie ma oprócz bułek, kanapek i bagietek. Zamówiłam tylko jakiś koktajl. Podczas sączenia napoju, zastanawiałam się dlaczego i po co tu jesteśmy.
- Czy moglibyście mi powiedzieć, dlaczego tu jesteśmy?
- No możemy.
- To mówcie.
- Czy twoi rodzice są w domu?
- Nie.
- No właśnie.
- Co masz na myśli?- zapytałam Care.
- Twoich rodziców w ogóle nie ma. Zniknęli. Nie ma ich od czasu, gdy wyszłaś z Jai'em. 
- Masz racje, nie było ich od czasu gdy wstałam po tej nocy.- przyznałam.- Mam się bać?
Nikt nie odpowiedział. Szybko zmienili temat na jakieś bezsensowne gadanie o niczym. O 10 wyszliśmy. W sumie i tak już zamykali, bo to tylko na śniadania. Obeszliśmy cały park i trochę miasta. Minęło jakieś parę godzin. Musiałam już wracać do domu, chociaż i tak nikt teraz się nie martwił o mnie. Jai uznał, że mnie odprowadzi. To dobrze, bo nie lubię samotności. Mieliśmy tylko parę minut drogi do mojego domu, ale wolałam iść z kimś niż sama. Jai podprowadził mnie pod dom. Jedno pytanko Gdzie jest mój dom?! Nie mówię, że zniknął, bo to by było kłamstwem. On...się...palił. Stał w ogniu. Ledwo coś zostało z niego. Moje oczy pokierowały się w stronę napisu "POMOCY". Kolejne znaki. Moi rodzice, napis, płonący dom. JONATHAN. Wydawało mi się, że on to zrobił, przynajmniej miałam taką nadzieje. Usiadłam na trawie. Jai zadzwonił po straż pożarną. Chyba zadzwonił. Podniósł mnie do góry. Nie płakałam, po prostu tam stałam. Rozmaite myśli chodziły mi po głowie. Coś ze mną nie tak? Dlaczego ich poznałam? Czy to ich wina, czy tez moja, że poszłam z nimi do klubu i spotkałam Jonathana? Usłyszałam jak straż podjeżdża i wyciąga węże. Jai odepchnął mnie trochę do tyłu. Byłam zszokowana. Z całej siły przytuliłam się do niego. Był nieco zaskoczony, jednak szybko to odwzajemnił. Czułam tylko jak małe kropelki wody na nas lecą. To była szybka akcja. 
- Pani tu mieszkała?- zapytał mężczyzna w kombinezonie. 
- No tak, ale nie wiem jak to się stało.
- Pożar został w wyniku podpalenia. Jedyne co się zachowało, to walizka z jakimiś rzeczami.- podał mi ją.
- Dziękuje.- powiedziałam i odszedł. 
Drżącymi rękami otworzyłam walizkę. W środku były ubrania, laptop i jakaś karteczka. Rozwinęłam kartkę powoli i przeczytałam liścik.

"Świat jest niebezpieczny śliczna, szczególnie dla takich jak wy "

Podałam liścik Jai'owi. Przeczytał go i spojrzał na mnie. Jego oczy zrobiły się czarne, jakby noc się w nich odbijała. Miał lekko rozchylone usta i oddychał ciężko. Złożył karteczkę, wsadził ją do kieszeni i z powrotem na mnie popatrzył.
- Mam się bać?- znowu się zapytałam.
- Tak. Tym razem wszyscy mamy się bać.- powiedział zdenerwowany


_________________________________________________________________________
Znowu krótki przepraszam. Mam nadzieje, że się podoba.
Napiszcie w komentarzu, co o tym sądzicie:)

 

niedziela, 12 stycznia 2014

PRZEPRASZAM!

Już prawie miałam skończyć nowy rodział, ale mój tata mi nie pozwolił
Za to, że teraz nie mogę, za tydzień prawdopodobnie wyjdą dwa nowe, napisane w ekspresowym tempie.
Jeszcze raz przepraszam
Dobranoc

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Chapter 2

Obudziłam się w... No właśnie, gdzie ja jestem? Na pewno nie w domu, ani u Cary, w szpitalu też nie jestem. Strasznie bolała mnie ręka, głowa też, szyja mnie piekła i dopiero teraz przypomniałam co się wczoraj stało. Jonathan. Jai. Impreza. Niall i Cara. Teraz wszystko sobie złączyłam w całość. Rozejrzałam się. Spałam w jakimś łóżku, a obok mnie spała Cara. Na początku się wystraszyłam, że to może być Jonathan, ale nie. Dzięki Bogu. Chciałam ją zrzucić, że lepiej nie. Normalne metody są raczej lepsze. Dwa palce wbiłam jej w żebra i sama o mało nie zleciała z łóżka.
- Cara?
- Czego?
- Gdzie my jesteśmy?
- W domu Jai'a i reszty.
- Dlaczego? Coś nie tak? Czemu nie pojechałyśmy do ciebie?
- Jezu, daj mi spać.- powiedziała odwracając się do mnie plecami. 
Wstałam z łóżka i po cichu podeszłam do wielkiego lustra. Moje włosy wyglądały jak jakbym wróciła z balu przebierańców. W torebce znalazłam szczotkę i starałam się rozczesać włosy. Pięć minut później wyglądałam już w miarę normalnie, nawet zauważyłam że ktoś, a raczej Cara zmazała mi makijaż. Otworzyłam drzwi od tego pokoju i wyszłam, zostawiając Care rozwaloną łóżku. Zeszłam po schodach z nadzieją, że nikogo nie będzie na dole. Cholera! Ręka mnie boli. Gdy już całkowicie zeszłam ze schodów, spojrzałam na nią. Wycięty ślad przypominał jakiś napis. Trzy litery tworzyły napis. KEY. Klucz? Jaki znowu klucz? Chyba miałam jakieś omamy albo znak robił się czarny. 
- Oh, wstałaś!- usłyszałam głos bruneta.- I co? Boli nadal?
- Boli. I w ogóle zrobił mi się jakiś napis z tej rany.- oznajmiłam.- Coś na znak tatuażu.
- Klucz.- powiedział oglądając napis.- Ale do czego?
- A czy ja wiem? Jest jeden problem. Jak ja powiem o tym rodzicom.
- Nie musisz mówić. Możesz zamaskować.- uśmiechnął się do mnie.
- Nie da się. Nawet blizny. Oni są za mądrzy. 
- Wiem coś o tym.
- Co wiesz?- zapytał Jai schodząc po schodach.
- Nic, nic.- wyszczerzył się Beau.- Tak sobie gadamy.
Jai już nic nie odpowiedział, tylko poszedł do kuchni. Tylko nasza trójka się już obudziła, reszta jeszcze smacznie spała. Jai wrócił do nas z płatkami, usiadł obok Beau i zaczął je jeść. Co chwila patrzył na mnie swoimi brązowymi oczami, jakby bał się że znowu gdzieś zniknę. Zauważył ślad na ręce. 
- Co to?- dalej przeżuwając pokazał palcem na rękę. Jak ja nie lubię, gdy ktoś mówi z pełną buzią.
- Jakiś klucz.
Jai o mało nie wypluł mleka, które chciał połknąć. Co mu się tak nagle stało? Może zna odpowiedź na to coś. Odstawił płatki, po czym zniknął za drzwiami. Beau skorzystał z okazji i zabrał jego miskę. Nawet nie minęła minuta jak Jai i Luke siedzieli obok mnie.
- Możesz mi wyjaśnić, czemu mnie obudziłeś?
- Patrz, co ten cały Jonathan jej zrobił.
- Chciałbym teraz na ciebie się wydrzeć, ale tego nie zrobię bo ona tu jest.- powiedział Luke i sobie poszedł.- Zaraz, to klucz?!- cofnął się nagle.
- Miłych snów LUKE!- pomachałam chłopakowi, a on tylko machnął ręką i poszedł na górę.
Dziwne. Bardzo dziwne. Oni coś wiedzą, tylko nie chcą mi powiedzieć. W końcu obudziła się Cara i odwiozła mnie do domu. Nie zwróciłam uwagi na rodziców i poszłam szybko coś ze sobą zrobić. Wróciłam na dół, z myślą że nie zauważą niczego. Chyba się skapnęli.
- Tak szybko?- zapytała mama.
- Tak mamusiu. Dzisiaj siedzę w domu. Tak mi się wydaje.- skłamałam.
- Zrobiłaś sobie tatuaż.- kurde, zauważyła.
- Tak, w końcu mam osiemnaście lat, co nie?
- Naturalnie. Moje dziecko ma tatuaż! Idę dalej gotować.
Nie ma jak solidne kłamstwo.


~*~


Godzina druga w nocy. Dalej nie mogę spać. Okłamałam rodziców. Głupie wyrzuty sumienia! Nagle dostałam esemesa.
"Nie możesz spać?"
"Skąd wiesz?"
"Otwórz balkon, to się dowiesz"
Otworzyłam balkon i zauważyłam, że stoi tam Jai. Byłam tak zdziwiona, że nawet nie zauważyłam kiedy usiadł na moim łóżku. Stałam jak słup i wpatrywałam się w niego.  Miał ochotę się zaśmiać, ale tego nie zrobił.
- Jak ty tu wlazłeś?
- Twój tata zapomniał zabrać drabiny pod oknem. 
- Skąd masz mój numer?
- Wziąłem od Cary. Ona wie wszystko.- nawet w ciemnościach jego uśmiech był szczery.- Chodź, pokaże ci coś.
- A moi rodzice. Pewnie się obudzą czy coś.- założyłam vansy. 
- Troche się upili, więc szybko nie wstaną.
- Jak ty to...
- Trochę posiedziałem na tym balkonie.- wstał z łóżka.- To idziemy?
- Tak, tak. Chodźmy!
Wyszliśmy z domu bardzo cicho, żeby moi rodzice w razie czego się nie obudzili. Przeszliśmy przez park w zupełnej ciszy. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę. W sumie to na nic nie miałam ochoty. Teraz ręka bolała mnie bardziej niż wcześniej. Nie płakałam. Po co płakać, skoro i tak jeszcze mi nie odpadła. Doszliśmy do biblioteki publicznej. Posłałam mu pytające spojrzenie. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Siniaki, tam mam siniaki. Poszliśmy na tył biblioteki. Z tyłu też były drzwi. Jai zapukał. Otworzyła bardzo wysoka dziewczyna ubrana na czarno, miała też czarne włosy i dosyć mocny makijaż. Nawet mocniejszy niż ja ten w klubie. Paliła papierosa. Oczy w sumie też miała czarne. 
- Przyszliśmy do Sebastiana.- powiedział bardzo poważnym głosem. Kobieta wyrzuciła papierosa do kubła obok. Bez słów wskazała ręką, żebyśmy poszli za nią. Prowadziła nas przez jakieś dziwne korytarze. Czy po drugiej stronie biblioteki jest inny świat? Wyszliśmy już na prostą drogę, aż się zatrzymała i otworzyła nam drzwi.
- Jai, April. Witajcie.- powiedział mężczyzna i odwrócił się do nas.
- Skąd zna moje imię?- szepnęłam do chłopaka.
- Dzwoniłem.- odszepnął.
- Pokaż mi moja droga ten swój klucz.- podszedł i przejechał ręką po ranie.- Widzę, że boli. Dla niektórych wygląda jak tatuaż, ale od razu widać, że to rana. Nożyk był Seraficki, więc coś będzie z tobą nie tak.- wzdrygnęłam.- Nie masz się czego obawiać. Wydaje mi się, że zostałaś naznaczona.
- Co? Może mi pan jeszcze powie, że jestem kluczem do rozwiązania zagadki świata.
- Nie wierzysz mi?
- Nie. 
- Na tyle mogłem pomóc.
Nagle nogi nogi mi się ugięły. Wydawało się, że podłoga się załamała. Zrobiło się czarno. Robi się ciekawie. Ze złości krzyknęłam stop. Wróciłam do siebie.


___________________________________________________________________
Piękny drugi rozdział :) Przepraszam,że taki krótki, ale mók tata sie uwziął na spanie
Ale z tą początkową rozmową to chyba was troche nabrałam. Bo sama też chciałam napisać Jai, ale tam jest trzech brunetów, więc wymyśliłam że trzba będzie kogoś zmylić:) To Jai, ale tak naprawde to nie Jai, bo wcześniej spał.

Dzięki♥

sobota, 4 stycznia 2014

Coś specjalnego

Po mimo, że blog wygląda jak każdy inny fanfiction, jest on troche inny. Każdy kto wejdzie i przeczyta to już od razu myśli, że "oo, czytałam podobny blog". Ale on jest inny. Akcja zawsze zaczyna się normalnie, dopiero potem się rozkręca...

PODPOWIEM COŚ
April nie jest już normalną osobą. Jai, Luke, Daniel, Beau i James tez nie są. Każdy ma w sobie coś tajemniczego. Oczywiście nie pośle ich do Harry'ego Pottera, czy coś:)

O tych niezwykłych zdolnościach dowiecie się w następnych rozdziałach.
 

Chapter 1

 Myślę, że to nie jest mój dzień. Wczoraj kłótnia, dzisiaj rano kłótnia. Codziennie się kłócę z rodzicami, to mnie już przerasta. Po prostu chodzi o to, że ja nie chciałam się tu prze prowadzać, ale nie. Oni tu żądzą! Ja jestem tylko córeczką tatusia, ale i tak w ogóle go nie słucham, bo mam go gdzieś. Wiecznie mnie okłamują, chociaż i tak o wszystkim wiem. Wiem, tata ma kochankę, mama też, jednak nie chcą się rozwieść bo "muszę mieć mieć pełną rodzinę". Bla, bla, bla i jeszcze raz bla... Tak, chyba jednak jestem trochę taka jakaś, ale grunt, że jestem! W aktualnej chwili, to chyba podążam w nieznane, żeby uwolnić się od tych myśli. Szłam z wielkimi słuchawkami na uszach, aby zagłuszyć ulice. Hałas był dzisiaj większy niż wczoraj, bo jakiś koncert miał być. Zawsze denerwowała mnie naprawdę głośna muzyka, a teraz wręcz jej potrzebowałam. Zapatrzona w telefon nawet nie zauważyłam, kiedy mój autobus odjechał. Kurde! Znowu... Chyba się przejdę, spacer mi dobrze zrobi. Na nos włożyłam okulary przeciw słoneczne. Coś mi się zdaje, że nie dojdę nigdy do tego sklepu. Zauważyłam Uliczkę, która prowadzi do przystanku, z którego będzie łatwiej dojechać do galerii. Weszłam w nią i powolnym krokiem, bo znowu miałam telefon w ręku. Nagle poczułam jak ktoś na mnie wpada, jednocześnie wylewając na mnie jakąś kolorową substancje. Kiedy otworzyłam oczy byłam cała zielona i siedziałam na ziemi, a obok mnie leżał jakiś chłopka, który już całkiem był brudny. Chciałam krzyczeć, jednak się pohamowałam.
- Jai! Przecież mówiłem, żebyś z tym mlekiem nie latał po całej ulicy!- krzyknął jakiś chłopak w krótkich spodenkach.
- Tak bardzo cie przepraszam, nie zauważyłem cie!- wstał i podał mi rękę. Złapałam ją i mnie podciągnął.
- Nic się nie stało.- powiedziałam, próbując zrobić coś z mokrą bluzką.- Skoro to mleko, to czemu ma zielony kolor?
- To barwnik.- powiedział, a z niego wyskoczyło czterech chłopaków.
- Mam nadzieje, że się spierze...
- Nie masz się o co martwić!- krzyknął klon winowajcy.- Tak w ogóle się nie przedstawiliśmy. Ja jestem Luke, to James, Daniel, Beau, a ten co cie potrącił to Jai.
- Ja jestem... April.- powiedziałam trochę niechętnie, bo ich dopiero poznałam.
- Jest mi szalenie przykro, na serio.
- Przecież powiedziałam, że nic się nie stało. To tylko bluzka, kupi się nową.- uśmiechnęłam się.
Chłopak podał mi swoją czystą, nietkniętą bluzę.
- Masz, żebyś się nie wstydziła tej wielkiej, zielonej plamy.
- A kiedy niby mam ci ją oddać?- zapytałam.
- Jak się następnym razem spotkamy.- powiedział Beau.
- Pa! Musze już iść.- wtrąciłam nagle.
- Tak szybko? Dopiero się spotkaliśmy.- Jai popatrzył na mnie z powagą.
- Chciałabym, ale muszę z siebie ściągnąć te zieloną maź. Do zobaczenia.
-Pa...- pomachała mi cała piątka.

~*~

Miałam już dzisiaj nic nie robić, ale zadzwoniła Cara. Nie jestem jakaś wielce sprawna, chociaż udało mi się odebrać za pierwszym razem. Dziwne, bo zwykle w ogóle nie odbieram od ludzi.
- Halo?- zapytałam pół przytomnym głosem.
- Co ty śpisz?
- Miałam taki zamiar. Co chciałaś?
- Ubierz się w coś wygodnego i ładnego, idziemy do klubu.- wydarła się.- Przyjadę za godzinę. Do zobaczenia!
- Na razie.
Przy najmniej się rozbudzę. Nie miałam zamiaru się z tond ruszać, ale jeśli dzwoni Cara to trzeba iść.Wystarczyło się tylko ubrać, uczesać i pomalować się.  Miałam nadzieje, że znajdę coś w szafie. I znalazłam. Spódnica w kratkę i bardzo krótka bluzka. Można to nawet stanikiem nazwać. Włosy tylko rozczesałam i zrobiłam sobie makijaż. Nie należał on do tych z serii "LEKKI MAKIJAŻ", bo był mocny. Wzięłam czarne koturny i zaszłam na dół. Rodzice tylko dziwnie spojrzeli na siebie, a potem na mnie.
- Kochanie, gdzie się wybierasz?- zapytał tata.
- Zaraz przyjedzie Cara i pojedziemy do tego nowego klubu.- oznajmiłam.- Chyba będę u niej nocować.
- Dobrze, tylko się nie upijaj.- powiedziała mama i poszła do kuchni.- Cara już podjechała!
- Do widzenia!- krzyknęłam, zakładając bluzę tego Jai'a
Szybkim krokiem poszłam do samochodu. Wsiadłam i pojechałyśmy. Dowiedziałam się, że przyjaciele Cary będą już na miejscu. Przy najmniej nie będziemy same. Resztę drogi przegadałyśmy o tym jak wpadł na mnie chłopak z zielonym mlekiem. Wreszcie dojechałyśmy. "Music Club". Nowe miejsce, czyli pełno nowych ludzi. Weszłyśmy. Głośna muzyka obiła się nam o uszy. Kolejny plus: nie pachnie tu papierosami i alkoholem. Cara szybko pociągnęła mnie, trzymając za nadgarstek do swoich przyjaciół. Stało tam chyba siedem. Wszyscy się do nas uśmiechali. Zauważyłam coś dziwnego. Stało w grupie trzech chłopaków przypominających tych, na których się dzisiaj natknęłam. Zaraz, to oni. Ściągnęłam bluzę bruneta. 
- Poznajcie April. April, to moja paczka. Beau, Mike, Alice, Jai, Luke, Sophia, Niall.
- Hej.-powiedziałam jednocześnie odpychając Care trochę na bok.- Ta trójka, Beau, Luke i Jai. To byli oni!
- Co? Na pewno?
- No chyba taka głupia nie jestem, żeby ich nie zapamiętać.
- Ten co wylał na ciebie mleko, to...
- Jai.- powiedziałam i wróciłyśmy do grupy. 
- To skoro już znasz trzy osoby, to raczej nie będziesz mieć z tym problemów, żeby się tu odnaleźć.- Idę z Niallem po drinki.- zniknęła z blondynem w tłumie.
- To chyba twoje.- podeszłam do Jai'a i podałam mu bluzę.
- Nie wiedziałem, że cie tu spotkam.
- Ja też nie...- powiedziałam i starałam się uśmiechnąć.
- Myśleliśmy, że już cie nigdy nie spotkamy.- powiedział Beau.
- A jednak.- oznajmił Luke.
- Gdzie się podziewają Cara z Niallem?
- Pewnie się całują.- powiedziała Alice.- Zawsze tak jest.
- Pójdę ich poszukać.- starałam się prze krzyczeć Muzykę. Teraz i ja zniknęłam w tłumie ludzi. Nigdzie ich nie było. Chyba Alice miała racje. Przeciskałam się przez ludzi, mówiąc co pięć sekund "przepraszam". Gdy udało mi się już prawie dojść do barku, coś mnie zatrzymało. Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego bruneta z lokami i dołeczkami.
- Cześć piękna. Może zatańczymy?
- Nie mam zbytnio czasu widziałeś może...- nie dokończyłam, bo chłopak przeciągnął mnie na parkiet i zaczęliśmy tańczyć.
- Kogo nie widziałem?
- Takiej dwójki. Niski blondyn i dziewczyna.
- Aaa. Chodzi ci o Niall'a i Care? Obściskują się w wejściu. Jak ci na imię?
- April.
- Piękne imię dla pięknej dziewczyny. Jestem Jonathan.- powiedział, a jego zielone oczy zalśniły. 
- Dziękuje...- przyciągnął mnie do siebie i złowieszczo się uśmiechnął.
Momentalnie się od niego odsunęłam. Zaczął iść w moją stronę. Ja cofałam się tak długo, aż nie poczułam ściany. Szybko znalazłam jakieś drzwi prowadzące na dwór. Jednak to nie był dobry pomysł. Miał mnie teraz dla siebie. Podszedł do mnie, a ja z całej siły uderzyłam go w twarz.
- Więc tak chcesz się bawić kotku? Proszę bardzo, teraz moja kolej.- wrócił na miejsce i złapał za moje nadgarstki. Swoje usta wpił w moją szyje jak jakiś wampir. Kiedy się odsunął, ślad który mi zrobił zaczął piec. Udało mi się wyrwać z jego uścisku. Moje nadgarstki były całe posiniaczone. 
- Do zobaczenia skarbie.- powiedział i małym nożykiem rozciął mi rękę. Zaznaczył mnie. Miało to oznaczać, że jestem jego i mam się tego strzec
- Na pewno...- sama do siebie powiedziałam i osunęłam się po ścianie budynku. 
Nie płakałam. Jedyne o czym teraz myślałam, było to jak ja się wszystkim wytłumaczę. Nagle zrobiło mi się nie dobrze.Krwi było coraz więcej. Widziałam tylko jak Cara i Jai wychodzą przez te drzwi i coś mówią.
Film mi się urwał. 


_______________________________________________________________________

Nie wiem czy mi wyszło. Połączyłam swoje różne myśli 

Mam nadzieje, że się wam podoba :)
Papaśki