wtorek, 11 lutego 2014

Chapter 4

Czułam się niesamowicie. Dobra wiem, powinnam się leczyć. Mój dom płonął, a ja się cieszyłam jak głupia. Inni na moim miejscu by płakali, ja tam stałam i patrzyłam. Lubie ogień i nienawidzę tego domu. Teraz nie wiem kim jestem, ale mam to gdzieś. Jestem ostro porąbana. Nie potrafię panikować, smucić też nie za bardzo. Czekałam aż Jai skończy rozmowę z tym facetem. Cecha po kimś kogo nikt nie zna: strach. Może i go znam, ale nie umiem tego wyjaśnić. Przeszukałam tą głupią torbę i znalazłam coś ciekawego. Maska i pałatka. Kolejna zagadka do rozwiązania. To się staje chore. W masce była jeszcze jedna kartka.

"Strzeż tego, dobrze wiesz co z tym zrobić."

Nie, nie, nie. Tylko nie to. Pismo Brad'a. Wiem o nim więcej niż o sobie samej. Jedyna osoba, która zawsze to robiła. To było jego hobby. Taka, jedna, mała rzecz. On podobno nie żyje. Fajnie, dostałam prezent od "żywego trupa". Chyba ktoś mi podał jakieś środki. Jeśli to Brad, to dobrze wie, że wiem jak tego użyć. Przygotowywał mnie od lat. Wow! Nawet o tym pamiętam. Nie wolno mi go zdradzić.
Szybko schowałam wszystko na sam spód. Jai podszedł. 
- Strażak powiedział, że mam cię z tond zabrać.
- Czemu?
- Nie wiem.
- Skoro kazał, to chodźmy.- powiedział i zabrałam torbe i poszłam do auta.
- Przed chwilą byłaś zszokowana, a teraz jesteś szczęśliwa.- odpalił silnik.
- No i co z tego? Chyba nie poznałeś mnie wystarczająco.- prychnęłam.
- Czasami jesteś miła, a potem zmieniasz się w zołze.
- Cała ja.- powiedziałam pod nosem.- Tak się spytam, gdzie jedziemy?
- Do Alice.
- Może jeszcze raz opowiedzieć ci mój życiorys, skoro to tak daleko?
- Nie musisz. Już to słyszałem.
- To o czym chcesz gadać?- zapytałam.
- Co jest w torbie oprócz ciuchów?- wiedziałam, że zapyta.
- Fajny temat sobie wymyśliłeś. Nic.- skłamałam.
- Na pewno?
- Tak.
Przez chwile żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Nie wytrzymałam tej ciszy i włączyłam radio. Leciała fajna piosenka, więc dałam głośniej. Chłopak popatrzył na mnie i szybko zmienił piosenkę. Rozpoczęła się wojna. Zmienialiśmy muzyke co chwile, raz ja raz on. Zaczynało mnie to już wkurzać, więc przełączyłam na zupełnie inną piosenkę.
- Wygrałaś.-powiedział- Jednak miałem racje.
- Co? Że niby jestem tak zmienna? Taki mój charakter.
- Lepiej nic nie będę mówić- westchnął. 
Rzeczywiście przestał. Może na początku było niezręcznie, ale potem się przyzwyczaiłam. Lubiłam cisze. Widziałam, jak jego usta co chwile się otwierają, żeby coś powiedzieć. Teraz chciałam tylko sprawdzić, jak długo wytrzyma. Sama miałam ochote coś powiedzieć, dowalić mu słowem, ale ugryzłam się w język. Patrzyłam, myśląc o tym jak to jest nie mieć domu. Serio, muszą mnie zabrać do jakiegoś psychiatryka. Czasami zastanawiam się, czemu rodzice tego wcześniej nie zrobili. Mieli by mnie z głowy. Teraz ich nie ma, nie wiem gdzie są i jest mi przykro. Jestem jak narkomanka, nigdy nie wiem, co się wydarzy. Szczególnie teraz.

"-Pamiętaj mała, nic ci nie będzie.
-Ale Brad, nie pozwolę ci odejść, ty przynajmniej mnie kochasz.
-Oni też cię kochają. Musze iść.
-Maska, to nie powód, by mnie zostawić!
Wstał z mojego łóżka i popatrzył przed siebie. Jego uśmiech był zawsze taki sam, a jego loki były w nieładzie.
-A jeśli nie wrócisz?
-Co masz na myśli?
-Że cie zabiją, albo gorzej.
-Przecież nie zagrażam ludzkości. 
-Kiedyś może się to zmienić.
-Słuchaj mnie April. Jeśli nie wróce...Nie ufaj za bardzo rodzicom. Oni cie kochają, ale nie słuchaj próśb typu: zamknij się w pokoju.
-Okej.
Jego twarz wyrażała więcej niż mogłam się spodziewać. Miałam tylko 13lat.
-Nikomu nie mów, nawet rodzicom.
-Dobrze, zachowam to dla siebie.
-Kiedyś po ciebie wróce, jeśli nie dziś.
-Kocham cie.
-Ja ciebie też.
Chłopak stanął na parapecie i zeskoczył z niego. Po chwili założył czarną maskę i zniknął za płotem. Od tamtej pory już go nie widziałam..."

- Żyjesz?- wyrwał mnie nagle głos Jai'a.- Mówię do ciebie od pięciu minut, a ty nic nie odpowiadasz. 
- Zamyśliłam się.- szepnęłam.
- Dosyć często to robisz. Ciągle mi dokuczasz.
- Jesteś nie możliwy. Nie denerwuj mnie.
- Córeczka tatusia się odezwała.
- Nigdy nią nie byłam.- powiedziałam.- Raczej miał "SWOJE SYNKA".
- Synka? Masz brata?
- Tak. Nazywa się Brad i zniknął gdy miał 15lat. Na pewno kochał mnie bardziej niż rodzice, bo byłam wpadką.
- Ja nie wiedziałem...przepraszam...-popatrzył na mnie z troską.
- Nie ma za co, było minęło.- starałam się uśmiechnąć.


~*~ 

 Całą noc spędziłam u Alice. Jedyne co tam robiłyśmy, to oglądanie komedii, dramatów i innych nie potrzebnych do życia filmów. Alice okazała się być sympatyczną osobą, chociaż wygląda inaczej niż reszta, sama chciałam tak wyglądać. Była ładna, jak modelka. Miała swój styl, ale poza tym nie różniła się od innych. Miałam nadzieję, że kiedyś będziemy przyjaciółkami, chociaż to juz zaczynało.
( Alice )




-Wszytko w porządku?- zapytała mnie.
- Tak, jasne, tylko cały czas o tym myślę.
- O czym?- bałam się tego pytania.
- Nie ważne.
- Ważne. Mi możesz wszystko powiedzieć.
- Mogę ci zaufać?- zapytałam.- Nigdy nikomu nie mówiłam.
- Jasne, ja też mogę ci coś powiedzieć. Raz jak byłam mała, to o mało się nie zabiłam.- zaśmiała się
- Oh. Dobra, ufam ci. Nikomu nie mów.- zaczęłam mówić.
Moja przemowa trwała jakieś dwie godziny. Opowiedziałam jej o masce, bracie, o tym jak rodzice zniknęli. Słuchała bardzo uważnie. Była taka jakaś nieobecna przez chwile, jakby to wszystko rejestrowała w głowie. Ona przynajmniej była dobrą słuchaczką. Pytała mnie o niektóre rzeczy, jakby wiedziała, co się stanie. Alice, też opowiedziała mi swoją historie. Była dużo ciekawsza od mojej. Był w niej Jonathan. Okazało się, że to jej brat, który się zmienił, nawet za bardzo. Potem mówiła o rzeczach, o których nawet nie chce wspominać. 


~*~ 


Gdyby ktoś nam powiedział, że nasze życie jest takie same jak innych, moglibyśmy się zaśmiać. My, odmieńcy mamy inne życie. Tylko kłamstwo pozwala nam przetrwać. Raczej nie chcielibyśmy tego, żeby robili na nas eksperymenty. Moglibyśmy czuć ból. To właśnie nas zabija. Dlatego nie możemy się nawzajem ranić. Ludzie, którzy chcą wiedzieć o nas więcej... Sami się w nas zmieniają. Ból po utracie osoby powoduje, że stajemy się sławni. Stajemy się w sensie kimś, kim możemy pomóc pokonać ból. Ale jeśli my odczuwamy ból, nam się coś dzieje. Takie życie. No chyba, że są tak zepsuci, że oni niszczą ten świat. My wtedy nie możemy nic zrobić. Ludzie powinni naprawiać ten świat. My istniejemy tylko po to, żeby oni nie robili sobie krzywdy. Kiedy oni umierają, na świat przychodzą nowi my. Jesteśmy jednością. Zazdrościmy ludziom życia w spokoju. Widzimy więcej, niż oni sami. Są ludzie dobrzy, tacy którzy kochają. Są też ci źli. Nienawidzą świata, potrafią zabić. Każdego z nich musimy strzec. Mamy obowiązek odciągać ich od używek. Sami też nie jesteśmy idealni. Musimy przystosować się do tego świata. To naprawdę trudne. Staramy zachować równowagę i przystopować. Opowiadamy to tylko dlatego, żeby was uchronić. Znamy takich, co chcieli naszymi umysłami zawładnąć.


~*~


- Naprawdę mogę ci zaufać- zapytałam.
- Mi? Zawsze.
Pokazałam jej to, co dostałam od Brad'a. Patrzyłam na nią, a ona na mnie. Zbladła. Wcześniej tylko o tym rozmawiałyśmy, ale teraz pokazałam. Jej oczy tkwiły tylko w jednym punkcie. Nawet jej tatuaż też tak nagle się rozjaśnij.
- Weź to.- powiedziałam wciskając jej w ręce przedmioty.
- Nie mogę.
- Weź to. Ja nawet nie mogę na to patrzeć. To gówno rujnuje mi życie.
- Okey.- zabrała i schowała to w kanapie. 
Miałam wrażenie, że ona coś wie. Jednak nie będę się pytać. Mam nadzieje, że się wszystko wyjaśni.





__________________________________________________________________________
4rozdział jest! Nie mogłam wcześniej tego zrobić, bo MAMA
Teraz jest!!! Liczę na komentarz:)

1 komentarz: